-Zapalimy?- zapytał, a ja kiwnęłam głową i wzięłam jednego. Odpaliłam go i mocno zaciągnęłam się dymem. Nieznajomy bacznie mi się przyglądał. Bałam się go trochę.. To przerażające, bo jakiś koleś wyglądający na dwudziestoparolatka, interesował się mną.
-Dlaczego tutaj.. siedzisz? No wiesz.. ze mną?- zapytałam po chwili zastanowienia.
-Nigdy nie widziałem tutaj nikogo, a bywam tutaj dosyć często.. interesy.. te sprawy i to trochę dziwne.- wzruszył ramionami i zaciągał się papierosem. Spojrzałam na niego. Było cholernie ciemno, więc widziałam tylko lekko zaostrzone rysy jego twarzy. Nie okłamujmy się, była idealna. Włosy były postawione w górę, a usta były pulchniutkie. Spuściłam głowę i zgasiłam papierosa. On zrobił to samo.- Odprowadzić Cię do domu em.. jak masz na imię?
-Czy to ważne? Jakiej części zdania 'Żegnam się.' nie zrozumiałeś?- okej, to było cholernie niemiłe.
-Całego.. i owszem ważne.- powiedział stanowczo.
-Livlyn Sarah.. ale mówią mi Liv. A Ty?- odburknęłam.- I.. po prostu sobie idź.
***
-Justin, miło mi Cię poznać Livlyn.- odparłem szorstko. Nie mogłem jej powiedzieć, że jestem Cutlerem.. zresztą, czym ja się przejmuję? Zauważyłem list. Wyjąłem go i zacząłem czytać, po czym otworzyłem usta ze zdziwienia. Zobaczyła to i zaczęła piszczeć. Nie oddałem jej listu i doczytałem go do końca. Serio taka śliczna dziewczyna chce to zrobić?
-Nie pozwolę Ci tego zrobić.- powiedziałem chłodno.- Nie wolno się poddawać.
-Nie prosiłam o pozwolenie, geniuszu.- syknęła przez zęby. A więc tak się bawimy? Pociągnąłem ją za ręce i mocno trzymałem przed sobą.
-Co powiesz na taki układ..- westchnąłem.- Pokażę Ci, że jesteś warta życia.
-Jesteś obcy, dlaczego Ci zależy?- burknęła.
-Powiedzmy, że nie jestem, aż takim zimnym skurwielem, tak jak wszyscy w tym pieprzonym mieście myślą.- powiedziałem.- Po prostu kurwa niewarto, Livlyn. Nie zamierzam Ci się więcej spowiadać.- odparłem.
-Puszczaj mnie!- krzyknęła, a ja zasłoniłem jej usta.
-Bądź kurwa cicho..- warknąłem.- Nie chcę więcej problemów.
-Nie obchodzi mnie to.- szepnęła.- Jesteś obcy. Co ja Cię obchodzę?!
-Już powiedziałem, że nie zamierzam Ci się spowiadać.- nie mogłem jej powiedzieć. Ja nie mam już skruchy. Uczuć. Zapomniałem o tym, co się stało i nie chcę tego przypominać.- A teraz wrócisz grzecznie do domu i nie będziesz mnie denerwowała.
-Pierdol się.- kopnęła mnie i zaczęła uciekać.
-Zły ruch.- pokiwałem głową i pobiegłem truchtem za nią.
-Nie pozwolę Ci tego zrobić.- powiedziałem chłodno.- Nie wolno się poddawać.
-Nie prosiłam o pozwolenie, geniuszu.- syknęła przez zęby. A więc tak się bawimy? Pociągnąłem ją za ręce i mocno trzymałem przed sobą.
-Co powiesz na taki układ..- westchnąłem.- Pokażę Ci, że jesteś warta życia.
-Jesteś obcy, dlaczego Ci zależy?- burknęła.
-Powiedzmy, że nie jestem, aż takim zimnym skurwielem, tak jak wszyscy w tym pieprzonym mieście myślą.- powiedziałem.- Po prostu kurwa niewarto, Livlyn. Nie zamierzam Ci się więcej spowiadać.- odparłem.
-Puszczaj mnie!- krzyknęła, a ja zasłoniłem jej usta.
-Bądź kurwa cicho..- warknąłem.- Nie chcę więcej problemów.
-Nie obchodzi mnie to.- szepnęła.- Jesteś obcy. Co ja Cię obchodzę?!
-Już powiedziałem, że nie zamierzam Ci się spowiadać.- nie mogłem jej powiedzieć. Ja nie mam już skruchy. Uczuć. Zapomniałem o tym, co się stało i nie chcę tego przypominać.- A teraz wrócisz grzecznie do domu i nie będziesz mnie denerwowała.
-Pierdol się.- kopnęła mnie i zaczęła uciekać.
-Zły ruch.- pokiwałem głową i pobiegłem truchtem za nią.
***
Dyszałam jak nienormalna. Kondycji do biegania to niestety nie mam. Skręciłam w jakąś uliczkę. Bałam się być znów skrzywdzona. Wbiegłam głębiej. Ślepa ulica. Super. Zastanawiało mnie to, dlaczego się mną zainteresował, skąd był, jaki jest.. i te jego oczy skrywające mroczną tajemnicę. Tak.. jego oczy. Nie, Liv stop. Okej, nie jestem bez serca.. może kogoś stracił? Z drugej strony, do miłych nie należał. Usłyszałam jak ktoś biegnie i krzyczy.
-Kurwa znajdę Cię! I wybiję Ci z Twojej pieprzonej głowy, kopanie mnie!- darł się. Skuliłam się w kącie muru i schowałam twarz w kolana. Dlaczego każdy chłopak, musi mnie krzywdzić? Rozpłakałam się cholernie. Dusiłam się i nie mogłam oddychać. Niech po prostu zrobi to szybko. Niech się wyżyje, niech zrobi co chce.. a najlepiej, niech mnie od razu zabije. Czułam jego obecność. Był coraz bliżej. Łkałam.
***
-Chcę Ci życie uratować, pokazać, że można żyć.-wyłoniłem się z cienia. Moje policzki płonęły ze złości.- A Ty się tak kurwa odwdzięczasz?! Serio myślałaś, że uciekniesz?- podniosłem brew. Nic nie odpowiadała. Podszedłem bliżej i zobaczyłem, w jakim jest stanie. Przypomniała mi się przeszłość. Przecież jej nie skrzywdzę.. nie jestem takim potworem. Ukucnąłem przy niej.
-Nie bij.. proszę, nie bij mnie.- piszczała.- Już wolę, abyś mnie zabił, ale nie bij..- musiała mieć bolesną przeszłość i położyłem dłoń na jej ramieniu. Ona zesztywniała.- Nie bij, nie bij, nie bij.. nie.. nie wmawiajie mi, że uderzy. Zostawcie mnie, zostawcie..- nie wiedziałem co się dzieje. Wziąłem ją delikatnie w swoje ramiona.
-Nie będę Cię bił.. nie bój się, Livlyn. I kto ma Cię zostawić?- miałem tyle pytań. Nie odwzajemniła uścisku. Nie lubiła chyba dotyku.- LIvlyn.. spójrz na mnie.- podniosła lekko głowę i spojrzała w moje oczy.- Nie skrzywdzę Cię.. zaufaj mnie.
-Nie ufać.. chłopcy zawsze biją.. chłopcy są źli. Ludzie są źli. Tak mówią.- szeptała.
-Jesteśmy tutaj sami.- wziąłem ją na ręce. Rozpłakała się jeszcze bardziej. Poszedłem z nią do mojego samochodu. Była jakby nieobecna' jakby żyła we własnym świecie.- Nie uderzę Cię. Obiecuję.- powiedziałem. Obudził się we mnie ten instynkt, którego chciałem się pozbyć. Byłem wściekły, ale nie mogłem się na niej wyżyć. Po 25 minutach dojechałem do mojego domu. Wszedłem z nią na rękach. Wiem.. to nienormalne zabierać osobę, którą ledwo znam i pakować się w jakieś relacje z nią, ale to było zbyt silne. Doszedłem z nią do sypialni. Wyciągnąłem jakieś moje dresy.- Pewnie będą ogromne, ale nie mam nic innego..- podałem jej te ciuchy. Wzięła je niepewnie. -Będziesz tutaj dzisiaj spała. Nie pozwolę Ci wrócić do domu w takim stanie. Weź telefon i zadzwoń do kogoś, że śpisz u jakiejś przyjaciółki, dobrze? Będę przy Tobie całą noc, abyś nic sobie nie zrobiła.- pokiwała tylko głową. Odwróciłem się.- Przebierz się, nie będę patrzył.
-N-Na pewno?- szepnęła.
-Tak.- słyszałem jak się rozebrała. Odchrząknęła.
-Trochę.. duże..- powiedziała cichutko. Usiadła znów na łóżku.- Nie powinnam być u obcego w domu.. boję się.
-Nie zrobię Ci krzywdy.- podszedłem do szafy i przebrałem się za nią, aby nie wpędzać ją w dodatkowo negatywne emocje. Usiadłem obok, obejmując ją.- Dzisiaj nie pytam o nic, okej? Nie chcę wywierać na Tobie presji. Teraz zadzwoń.
-Napiszę sms'a..- widziałem, że pisała to jakiejś Kim i do mamy. Wyłączyła komórkę.
-A teraz kładź się. Jest dosyć późno, a na pewno jesteś zmęczona.- mówiłem, a ona weszła pod kołdrę. Czuła się skrępowana i wystraszona. Widziałem to w jej smutnych oczkach. Na swój sposób były wyjątkowe.
***
To było naprawdę nieodpowiedzialne. Byłam u jakiegoś chłopaka w domu. Coś mi mówiło, że mnie kłamał, ale bałam się. Za dużo złych przejść w przeszłości, za dużo nienawiści do samej siebie. I tak nie usnę. I tak będę cierpiała, a on uzna mnie za jakąś popierdoloną psychopatkę. Ouh.. i tak nią jestem. Pociągnęłam noskiem. Zacisnęłam powieki i wtuliłam się w poduszkę. Spojrzała na niego. Był ideałem.. jak taki ideał, może przejmować się takim gównem, jakim jestem? Byłam tak wyczerpana.. od kilku dni nie spałam. Byłąm wystraszona, zła, smutna i taka.. bezsilna. Próbowałam zasnąć, ale jak zwykle nie mogłam. Kręciłam się, nie patrząc na Justina. Tak, Justina.. dobrze pamiętam. Suko.. zaczynamy zabawę. Ups.. ktoś cierpi? Kogoś boli klatka? Kogoś boli główka? Nie boli! Tak! Tak! Zarżnij się głupia suko! Złapałam się za głowę.
-Spieprzajcie! Kuwa spieprzajcie! Aaa!- piszczałam, a Justin natychmiastowo mnie unieruchumił.- Zejdź! Zejdź! Nie bij!- zaszyłam się pod kołdrę i szybko oddychałam. Panika. Histeria. Szloch. To wszystko ogarniało moje ciało, aż w końcu zaczęłam mdleć. Opadłam na poduszki i wiłam się.
-Mam spać z Tobą?- szepnął. Wiem, że to było nienormalne, aby spać z kimś, ale za bardzo się bałam, aby myśleć racjonalnie.
-Tak.. proszę.- wręcz błagałam. Wsunął się pod kołdrę, biorąc mnie mocno w swoje objęcia. Byłam obolała od ran, które zrobiłam wczoraj w nocy. Płakałam mu w tors, wtulając się mocniej.
-Jestem tutaj.. Livlyn, spokojnie. Zaśnij.- szeptał mi do ucha.- Malutka.. śpij.- jego głos był pełen troski i ciepła. Nikt nigdy nie był dla mnie taki ciepły i czuły. Całkowicie się zatraciłam i zasnęłam, otulona jego ciałem.
*** Rano. 31 Grudnia ***
Obudziłam się. Czułam się taka wypoczęta. Nie pamiętam już kiedy ostatnio się tak czułam. Spojrzałam w górę i spotkałam się z jego wzrokiem.
-Nie spałeś?- wychrypiałam.
-Nie.. musiałem być przy Tobie.- uśmiechnął się lekko, całując mnie w głowę. Wstał.- Zrobię śniadanko.
-Ja.. ja nie jem..- szepnęłam.
-Ze mną zjesz.. jakieś kosmetyki, szczoteczka do zębów są w szafce.- powiedział.- Zejdź za 15 minut.- zszedł na dół. Wstałam po chwili i otworzyłam jego szafę. Ubrałam jego bluzę i skarpetki. Weszłam do łazienki i w 15 minut, wykonałam wszystkie czynności. Miał na szczęście świeże szczoteczki, więc wzięłam jedną. Zeszłam powoli, a na stole były chyba wszystkie kolory świata.
-Woah..
-Siadaj Livlyn.. i zjedz chociaż sałatkę.- wskazał miejsce i usiadłam. Nałożyłam sobie dwie łyżki sałatki.
-Smacznego..
-Smacznego.- uśmiechnął się i jedząc, objął mnie. Poczułam się tak bezpiecznie.- Od dzisiaj, będziesz pod moją stałą obserwacją. Wymienimy się numerami.. będę Cię odbierał po szkole i będziemy się spotykać, okej?
-Ym.. trochę szybko..-zawahałam się.
-Chcę Ci pokazać, że warto żyć i warto ufać.- był taki słodki.- Odwiozę Cię do domu.
-Okej..- zjadłam. Gwałtownie wstałam i pobiegłam do łazienki, zwymiotować. Rozpłakałam się, bo wiedziałam, że tak się stanie.
***
Przytrzymałem jej głowę, a kiedy skończyła, obmyłem jej buzię i posprzątałem. Posadziłem ją na pralce. Westchnąłem i ją przytuliłem.
-Przepraszam..- mruknęła.- Po prostu nie jem nic.. jestem za gruba. Ważę pieprzone 43 kg..
-To jest malutko.. maleńka, musisz zadbać o siebie. Jesteś słaba.. widzę to. Ledwo chodzisz.. ledwo mówisz. Muszę się Tobą zaopiekować w 100%, ale też jest mały warunek, w sumie dwa. Pierwszy to musisz współpracować, a drugi.. musisz iść do lekarza.- ouh Bieber. Jeszcze trzeci, ale Twój. Nie możesz się zakochać. Pamiętasz co było dwa lata temu? Ugh! Zamknijcie się! Przeklęte myśli.
-Ja.. ja nie wiem..- wahała się.- Spróbuję..
-To dobrze.. chodź, odwiozę Cię. Gdzie mieszkasz?
-Pokażę Ci drogę.- poszedłem z nią do samochodu i odjechaliśmy.
---
Bang. Bang. Bang.
Dostałam napływu weny na to #FF.
Awh. Podoba mi się.
Pozdrawiam. <33
@kidrauhlzuh
PROSZĘ O KOMENTARZ. NAWET ZWYKŁĄ KROPKĘ.
(:
PS. NIE MOGĘ POPRAWIĆ LITERÓWEK.
NIE WIEM DLACZEGO.
PS. NIE MOGĘ POPRAWIĆ LITERÓWEK.
NIE WIEM DLACZEGO.
Czytam oba twoje blogi i oba opowiadania sa zajebiste. Cudowny rozdział! Tylko błagam nie przestawaj pisać tego bloga...I tamtego tez. Obie the histories a takie ciekawe...kacham twoje blogi, Pati
OdpowiedzUsuńawczi. <33 dziękuję.. to takiew miłe, że chociaż ktoś czyta.
UsuńTwój blog jest świetny. Bardzo fajnie się go czyta. Proszę pisz dalej.
OdpowiedzUsuń